"Spotykamy się, by przy akompaniamencie muzyki orawskiej wspólnie poskubać, powspominać, jak to dawniej bywało, ale i z przymrużeniem oka skomentować teraźniejszość. Jednocześnie jest to doskonała okazja by zobaczyć muzeum w zimowej scenerii" - czytamy w zaproszeniu.
Niegdyś na Orawie niemal przy każdej zagrodzie hodowano gęsi, których doglądanie było jednym z pierwszych obowiązków wyznaczanych dzieciom. Z gęsi tych pozyskiwano później mięso, tłuszcz, ale i pióra i kłącze na różne szczotki i miotły oraz pierze na poduszki i pierzyny. Właśnie z pozyskaniem tego ostatniego łączy się zwyczaj zwany skubarkami (zwany też gdzieniegdzie párackami czy pruckami). Z dartych piór i meszku powstawały ciepłe kołdry i poduszki, które były dawane córkom w posagu, trudno było bowiem niegdyś wyobrazić sobie zamążpójście bez malowanej skrzyni ze spakowaną weń pierziną i czterema zogłówkami.
Gospodyni przed skubarkami chodziła od chałupy do chałupy i prosiła na skubanie, przygotowywała izbę i poczęstunek. Dziewczęta schodziły się, przy pracy snuto opowieści, żartowano, plotkowano, śpiewano… po zakończeniu pracy sprzątano izbę, oddzielnie zbierano kłącze, meszek i pióra, by w końcu zasiąść do stołu i spróbować ciasta drożdżowego: pampucha czy zawijańca i herbaty z ususzonych owoców leśnych, jabłek lub nawet z głogu.
Bywało i tak, że z czasem zeszli się i kawalerowie, była to więc i okazja do zabawy – z muzyką tańczono śpiewano do późna. Długie zimowe wieczory, zwłaszcza wobec braku zajęć polowych, sprzyjały takim spotkaniom.
"Dziś, gdy gęsi i kaczki w obejściu są dla wielu jedynie wspomnieniem lub ciekawostką rzadko spotykaną w terenie, chcemy choć w ten sposób pokazać, jak wyglądała dawna wieś, ale i jak doniosły wymiar społeczny miały takie bezpośrednie spotkania i jak, pomimo innych czasów, ważne są i dziś" - mówią organizatorzy.
opr.s/
Reklama