Ocalić od zapomnienia. Rocznica żołnierzy wyklętych - niezłomnych
Tylko refleksja nad dziejami narodu, daje szansę jego istnienia w przyszłości. Daj nam Boże łaskę przebaczenia, ale uchroń nas od grzechu niepamięci.
Inicjatorem proklamowania Dnia Żołnierzy Wyklętych i wyboru 1 marca jako jego terminu był śp. dr hab. Janusz Kurtyka, prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Dlaczego wybrał te datę? Bo to data symboliczna – 1 marca 1951 r. życie stracili, zamordowani „w majestacie komunistycznego prawa” członkowie IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, największej niepodległościowej struktury poakowskiej.
A jednak ciągle mamy problem z pełną akceptacją tego święta i tych żołnierzy. Zanim je wymienię, przypomnijmy kilka faktów.
Żołnierze zbrojnego podziemia lat 1944 – 1956 należeli do różnych organizacji wojskowych: Wolność i Niezawisłość, Narodowe Siły Zbrojne, Narodowy Związek Wojskowy, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Zbrojne podziemie było jednym z elementów oporu zniewalanego narodu, który nie chciał i nie umiał pogodzić się z decyzją naszych zachodnich aliantów oddających Polskę Stalinowi (formalnie w Teheranie i Jałcie). Po II wojnie, żołnierze podziemia antykomunistycznego byli więzieni, przesłuchiwani, torturowani, zabijani. Niszczono również o nich pamięć lub nazywano „zaplutymi karłami reakcji”. Między innymi w tym celu władza komunistyczna powołała UB i KBW, a przez pierwsze lata Polski Ludowej eksterminacją żołnierzy polskiego podziemia zajmowali się również rezydenci NKWD. Liczbę członków wszystkich organizacji i grup konspiracyjnych określa się na 120-180 tysięcy osób. W latach 1944-1956 z rąk polskich i sowieckich komunistów zginęło prawie 9 tysięcy żołnierzy podziemia niepodległościowego i wykonano ponad 4 tysiące wyroków śmierci na polskich patriotach.
Warto wiedzieć, że ostatni znany z imienia oficer, por. Anatol Radziwonik, ps. „Olech” poległ w walce z NKWD 12 maja 1949 roku na terenach dzisiejszej Białorusi, a ostatni „żołnierz wyklęty” – Józef Franczak „Lalek” zginął w walce podczas obławy w Majdanie Kozic Górnych 21 października 1963 roku! Wielu z nich jeszcze czeka nas swój „prawdziwy” pogrzeb, np. rotmistrz Witold Pilecki.
Określenie „żołnierze wyklęci” powstało w 1993 roku – użyto go pierwszy raz w tytule wystawy Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku, organizowanej przez Ligę Republikańską na Uniwersytecie Warszawskim. Jego autorem był Leszek Żebrowski. Stanowi ono bezpośrednie odwołanie do listu otrzymanego przez wdowę po jednym z żołnierzy podziemia, w którym, zawiadamiając o wykonaniu wyroku śmierci na jej mężu, dowódca jednostki wojskowej pisze o nim: wieczna hańba i nienawiść naszych żołnierzy i oficerów towarzyszy mu i poza grób. Każdy, kto czuje w sobie polską krew, przeklina go – niech więc wyrzeknie się go własna jego żona i dziecko.
Jakie to powody kierują moimi rodakami, że nie wszyscy akceptują to święto i tych żołnierzy. Nie wszyscy rozumieją (wiedzą) co tak naprawdę stało się w Polsce po 1945 roku. Nie było mowy o odzyskaniu pełnej wolności niepodległości. Obaj okupanci - i niemiecki, i sowiecki dążyli do eksterminacji naszego narodu. Przecież deportacje w głąb Rzeszy i na Syberię, aresztowania, łapanki, obozy śmierci, np. Auschwitz, Treblinka, Gross-Rosen i te na Kołymie, w Irkucku, Workucie miały doprowadzić do biologicznego wyniszczenia tkanki narodowej, szczególnie tej wykształconej i silnej moralnie. Nie było przypadkiem rozpoczęcie eksterminacji naszego narodu od oficerów WP, sędziów, naukowców, lekarzy i nauczycieli.
Maj 1945 roku był tylko zamianą jednej okupacji na drugą. Odchodzą świadkowie tamtych powojennych lat. Nie wszyscy „ugięli kark” przed Rosją Sowiecką, a mówiąc bardziej ogólnie przed azjatyckim modelem państwa i narodu. Ten model polegał, m. in. na rozpijaniu społeczeństwa, donosicielstwie, tworzeniu wrogów klasowych, szykanowaniu, a nawet zabijaniu ludzi niezależnych w poglądach, niszczeniu religii i kościoła, indoktrynacji dzieci i młodzieży, niszczeniu więzi rodzinnych. Temu wszystkiemu przeciwstawiła się niewielka (liczebnie) grupa żołnierzy polskiego podziemia, która wychowana była przed II wojną na zupełnie innych wartościach. Ich opór był rzeczą naturalną. Ta garstka potrafiła stawić zdecydowany i silny opór władzy komunistycznej, wspieranej przez jednostki specjalne Związku Sowieckiego, np. NKWD. Ta garstka „niezłomnych” potrafiła pociągnąć za sobą młodych Polaków, którzy dorastali (też ideowo) i podejmowali różne formy oporu w czasie II wojny i po jej zakończeniu. I ta grupa żołnierzy polskiego zbrojnego podziemia zapłaciła za ten opór wysoka cenę – wieloletnie więzienie, utrata zdrowia, a często życia. Ale znaczna część mojego narodu milcząco zaakceptowała życie w PRL-u, a nawet świadomie czy też nieświadomie stawała się niewolnikami systemu (homo sovieticus). Jest zatem dziś naszym moralnym obowiązkiem mówić w domu i w szkole, mówić w przestrzeni publicznej i pisać na murach dawnych katowni „cześć i chwała bohaterom”.
Nie wszyscy obywatele dzisiejszej Polski utożsamiają się z naszą tradycją narodową, czasów dawnej Rzeczypospolitej i tej z okresu międzywojennego. Niektórzy wręcz hołdują lewicowej (internacjonalistycznej) wizji Polski i Europy. Tacy ludzie nigdy nie zaakceptują walki o wolność jednostkową i narodową. Zawsze będą dążyć do niszczenia pamięci o bohaterach, którzy walczyli o niepodległość „tylko” własnego kraju. Często obecnie tacy ludzie są na usługach obcych wywiadów, są agentami wpływu ościennych państw czy „wynajęli się” do promowania szkodliwych ideologii. Musimy taka postawę oceniać krytycznie, wręcz napiętnować i odrzucać.
Inną grupę stanowią współcześnie żyjący Polacy, którzy nie akceptują postawy ideowej i działalności zbrojnej niektórych żołnierzy wyklętych – niezłomnych. Są jeszcze wśród nas tacy, którzy pamiętają lata tuż po wojnie, pamiętają wydarzenia z udziałem UB, MBP, rezydentów NKWD, ale pamiętają również ( niestety niechlubne) działania grup zbrojnych zabijających bez potrzeby, bez sensu, bez sprawdzenia kto wróg, a kto przyjaciel. Jest wielu żyjących mieszkańców podhalańskich wiosek, którzy nie akceptują stawiania pomników Józefowi Kurasiowi, ps. „Ogień”, jest wielu mieszkańców wiosek pod Białymstokiem, którzy Romualda Rajsa, ps. „Bury” nie uważają za bohatera naszego narodu. Trzeba takich ludzi rozumieć, akceptować ich punkt widzenia, który czasem oparty jest na własnych, dramatycznych przeżyciach.
Ja, stykając się z żołnierzami niezłomnymi w mojej rodzinie czy wśród znajomych, słyszałem o ich wątpliwościach co do przeszłości. Tę przeszłość należy rozwikłać i rzetelnie ocenić. Wielką rolę w tej materii może odegrać IPN oraz grono historyków z wielu uczelni.
Niestety jest też wielu Polaków, którzy nie mają własnego zdania na wiele tematów współczesnych, a co dopiero na temat przeszłości. Przecież słyszymy codziennie bezrefleksyjnych, często sfrustrowanych (bezideowych) naszych sąsiadów, znajomych, którym w zupełności wystarcza „ciepła woda w kranie”, samochód i wczasy. Ich jakże wygodna życiowa postawa w dłuższej perspektywie niszczy ducha narodowego, przyczynia się do osłabiania postawy moralnej najmłodszych Polaków i osłabia, a nawet neguje sens istnienia państwa narodowego. Jest naszym zadaniem „walczyć” z taką postawą, mocno ją negować.
Dziś po ponad 70 latach nadszedł czas na przypomnienia tamtej historii, zgłębienia prawdy. Dziś nadszedł czas odnalezienia szczątków pomordowanych żołnierzy, których władza komunistyczna chciała koniecznie „wykląć”, a my chcemy na ich grobach napisać „niezłomni”. Jako puentę warto przytoczyć słowa senatora RP Piotra Andrzejewskiego wypowiedziane ongiś przy symbolicznej leśnej mogile żołnierzy konspiracyjnego Wojska Polskiego - Historię tamtych dni trzeba poznawać nie w imię zemsty, lecz sprawiedliwości, prawdy historycznej i przestrogi dla następnych pokoleń.
Adam Kitkowski – TWP Centrum Doskonalenia Nauczycieli
zdj. arch IPN i autora
Reklama