Etap, który sam ski-alpinista uznaje dopiero za aklimatyzację przed kolejnymi wyzwaniami. Wejście na Pik Lenina uruchomiło też zegar, który będzie odliczał czas na zdobycie pozostałych czterech siedmiotysięczników.
Plan szybkiego wyjścia z bazy na szczyt i zjazdu na nartach w czasie poniżej 12 godz. pokrzyżowały warunki atmosferyczne, które opóźniły wcześniej o dobę atak szczytowy. Bargiel wyruszył o 20. czasu lokalnego z bazy do obozu III, z którego po przerwie i krótkiej drzemce od 5. rano kontynuował marsz w kierunku szczytu. Poruszał się na nartach z fokami, które ułatwiały podejście w świeżym śniegu. Po drodze minął kilka osób, jednak przez większą część drogi samemu musiał zakładać ślad i torować drogę na liczący 7134 m n.p.m. najwyższy szczyt kirgiskiego Pamiru.
Zameldował się na wierzchołku o 9., po czym o 11. zjechał na nartach do bazy. Zjazd ze względu na dość duże niebezpieczeństwo lawinowe był bardzo ostrożny. Pik Lenina, choć technicznie najłatwiejszy z piątki szczytów zaliczanych do trofeum Śnieżnej Pantery, uchodzi za dość niebezpieczny pod względem lawinowym. Andrzej i ekipa myślami są już jednak w Tadżykistanie, gdzie czekają do zdobycia kolejne szczyty. Nie ma czasu na odpoczynek, tuż po powrocie Andrzeja ze szczytu zaczęło się pakowanie, wymarsz i wyjazd do tadżyckiego Pamiru, pod szczyty którego Andrzej wraz z teamem dotrą helikopterem.
Źródło: organizatorzy, zdjęcia Marcin Kin
Reklama