Czwartek, 18 kwietnia | Imieniny: Apoloniusza, Bogusławy, Gościsława
03.10.2019 | Czytano: 71

Pielęgniarki i położne z Zakopanego apelują "Przyjdźcie tu i nam pomóżcie", a politycy KO ostrzegają: "Zaczną się porody w taksówkach"

Rano przed Szpitalem Powiatowym w Zakopanem doszło do spotkania pielęgniarek i położnych ze zlikwidowanego oddziału ginekologiczno-położniczego z przedstawicielami Koalicji Obywatelskiej. Kandydat KO na ministra zdrowia ostrzegał: - Każdy wie, jak zakopianka wygląda w sezonie. Nawet karetce na sygnale trudno się przebić. Zaczną się porody w taksówkach, autobusach, karetkach.

Z pracownikami zlikwidowanej 1 października porodówki przyjechali spotkać się do Zakopanego Małgorzata Kidawa-Błońska - kandydatka Koalicji Obywatelskiej na premiera, kandydat na ministra zdrowia prof. Tomasz Grodzki i posłanka Jagna Marczułajtis-Walczak.



Wszyscy oni spotkali się najpierw w autobusie, a potem wzięli udział we wspólnej konferencji prasowej.

Małgorzata Kudawa-Błońska mówiła, że w zakopiańskim szpitalu widać problemy całej polskiej służby zdrowia. Podkreślała, że obecne władze nie mają pomysłu na naprawę. Ma go Koalicja Obywatelska.

- Stolica Tatr, Zakopane, miasto, które odwiedza do 5 mln turystów rocznie, w tym kobiety, panie w ciąży, zostało nagle pozbawione porodówki, oddziału ginekologiczno-położniczego i noworodków. Jak sobie wyobrażamy, że góralki z Zakopanego będą jeździć rodzić do Nowego Targu. Pomijam względy tradycji, ale każdy wie, jak zakopianka wygląda w sezonie. Nawet karetce na sygnale trudno się przebić. Zaczną się porody w taksówkach, autobusach, karetkach - ostrzegał prof. Tomasz Grodzki. - Zdrowie i życie rodzącej i dziecka będzie niepotrzebnie narażane. Ta sytuacja jest nie do zaakceptowania.



- My, pielęgniarki, położne, pracujemy tu od lat i nie wyobrażamy sobie, że nie będzie tego oddziału - powiedziała przewodnicząca związku zawodowego pielęgniarek i położnych w zakopiańskim szpitalu Dorota Trojańska.

Wezwała ona do pomocy władze miasta, powiatu i wszystkich, którzy mogą coś robić. - Przyjdźcie tu i nam pomóżcie. Jesteśmy lekceważone na każdym kroku. Do dziś nikt do nas nie przyszedł - mówiła.

Położne, jak mówiła, przychodzą do pracy zgodnie z harmonogramem. - Czekamy na propozycje dyrekcji - dodała. - Nadal nie wiemy, co będzie dalej z paniami położnymi, bo nikt z dyrekcji z nami nie rozmawiał. Żyjemy w stresie. Panie są w złej kondycji psychicznej.

- Boimy się, że ten on oddział zostanie na trwale rozwiązany, choć mamy nadzieję, że 1 listopada wrócimy do pracy - dodała położna Aleksandra Chowaniec.

r/ zdj. Piotr Korczak

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Partnerzy malopolskaonline.pl